Share

Korespondencja

Schabowy · 6 września, 2025

Drogi Michale,

Nie pisałem tak długo, ponieważ pozostawałem zdjęty trwogą przez pewien czas, a to z powodu niespodziewanej absencji mojego pierworodnego, który to wyruszył z przyjaciółmi na wycieczkę łódką i nie wrócił o ustalonej porze, a potem dostałem list tej treści:

„Ojcze, życie moje nie ma sensu, wszyscy są fajni, ja jestem do dupy, żegnaj okrutny świecie i pamiętaj o wiązaniu sznurowadeł przed przejściem dla pieszych, w dni powszednie, szczególnie wieczorem”.

Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Przyszło mi do głowy że to szczenięcy wybryk człowieka który nie dorósł jeszcze do roli nastolatka. Charakter pisma mówił mi jednak, że moje przypuszczenia są mylne. Już trzeci tydzień mieszkam na przystani. Kompletnie zdarłem obuwie.

Pozdrawiam,

Jan.

***

Drogi Janie,

Zdaje się, jakoby minęły lata od naszej ostatniej rozmowy. Z przykrością przyjąłem wieść o Twoim synu, który zatrzasnął się w oborze i pożarły go sowy, podczas gdy koczowałeś na przystani. Wiem, że musi Ci być ciężko. Kiedy u nas na strychu zalęgły się sowy, trzech lat było mało, żeby się ich pozbyć. Paliłem gniazda ogniem i kwasem, zjadałem jajka, wracały jak szarańcza.

Czy masz jeszcze ów inkrustowany kirys z ryngrafem św. Huberta? Wiem, że miałeś go oddać synowi, ale w obecnej sytuacji chętnie go przytulę. Agnieszka lubi, kiedy paraduję po sieni w pełnej zbroi, a lew na moim napierśniku wytarł się od ciągłej polerki i przypomina bardziej piżmaka.

Słyszałeś o sprawie młodego kozodoja na garnuszku sołtysa? Ponoć całkiem się zatracił.

Ściskam,

Michał

Coś podobnego!