Share

Black Friday, Black week, black weeks, black month…

Schabowy · 26 listopada, 2025

Black year, black life, black lives, black lives matters.

Z powyższego ciągu sub świadomościowego jasno wynika, że cała ta zachodnia mania robienia zakupów jest w istocie machinacją służącą budowaniu czarnej supremacji. Przez najbliższe miesiące będziemy bombardowani słowem „black” (ang. czara) co sprawi, że stanie się ono dla nas normą, czyś swojskim.
Jak wiadomo, czarny to kolor ponury żałobny, który żadnym sposobem nie nadaje się do promowania czegokolwiek, a już na pewno nie radosnych rodzinnych przedświątecznych zakupów. Dlaczego więc wybrano właśnie ten kolor?


Oczywiście lewaccy postępowcy zaraz wyskoczą z teorią, że nazwa pochodzi od zwyczaju handlu niewolnikami (z reguły czarnymi) po święcie dziękczynienia, ale trudno o bardziej bzdurne wytłumaczenie.

Nie jest to jedyny przejaw czarnego suprematyzmu w kulturze. W najnowszym filmie Quentina Tarantino pt. „Pulp fiction” (ang. puszka Pandory) widzimy niewinnego białego bohatera straszonego torturami przez postać o skórze w kolorze czarnym.

Dlaczego friday dzień Frei pogańskiej bogini. Czyż nie jest to ostrzeżenie płynące wprost z Pisma?

Co więcej, wnikliwi badacze z Uniwersytetu w Olkuszu (katedra Hermetuzacji drobiu) odkryli, że słowo black powtarzane ponad 40 i 4 razy w ciągu tygodnia zaczyna rezonować z polem memetycznym konsumenta. W efekcie człowiek odczuwa nieodpartą potrzebę zakupu kolejnego czajnika.

Zresztą sam Black Friday to jedynie wierzchołek góry lodowej, a właściwie czubek smolistego monolitu. Mało kto pamięta, że w 1987 roku grupa marketingowców, którzy zaginęli w okolicach Nowego Orleanu, rzekomo natknęła się na prastare plemię Rekloszeptuchów. Ich rytuałem miało być wzywanie „Czarnego Piątku” — demona nieudanych zakupów, który potrafił sprawić, że wracałeś do domu z pięcioma telewizorami i tylko jednym paprykarzem.

Do dziś twierdzi się, że gdy galerie handlowe otwierają swoje podwoje o 4:00 nad ranem, to nie są to drzwi, lecz bramy piekieł, gdzie czas płynie szybciej, promocje rosną samoczynnie, a klienci wychodzą z hipnotycznym uśmiechem i rachunkiem dłuższym niż historia rodu Habsburgów.

Zresztą spójrzmy na symbolikę: czarna lista, czarne skrzynki w samolotach (pomimo że są pomarańczowe — dowód manipulacji!), czarna magia (cenowa). Wszystko to układa się w niepokojąco logiczną całość. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś — albo coś — próbuje nas skłonić, byśmy uznali czerń za barwę sukcesu i oszczędności, podczas gdy w rzeczywistości symbolizuje ona pustkę w portfelu i swoistą czarną dziurę budżetową.

A najbardziej podejrzane jest to, że nikt o tym oficjalnie nie mówi. Gdzie są eksperci? Gdzie są analitycy? Dlaczego milczą? Czyżby stali w kolejce po telewizor -70%?

Coś podobnego!