Share

Śmierdząca sprawa: część 2 Układ

Schabowy · 6 września, 2025

Tak więc kiedy stałem już przed kamienicą a mój umysł ogarniały z wolna wątpliwości, elementy układanki zaczęły do siebie pasować. Wjechałem na dach budynku po drugiej stronie ulicy i obserwowałem przez wyspecjalizowany przyrząd obserwacyjny – lornetkę – mieszkanie klientki. Trzy godziny później, kiedy zdrętwiały mi palce, dygotałem i zaczynały mnie obsiadać gołębie, wszystko stało się jasne – klientka otworzyła drzwi wymuskanemu mężczyźnie (pewnie Włoch), wpuściła go do środka a jej mowa ciała, najlepszego ciała stąd do Wisconsin, wskazywała na to, że łączy ich coś więcej niż kurtuazja. Nie mogłem odmówić sobie przyjemności obejrzenia tego spektaklu żądzy ciał złożonych na ołtarzu wyuzdania. Przypadkowo przypomniało mi się, że niedaleko mieszka znajoma prostytutka. Poszedłem do niej by odświeżyć umysł, powiedziała mi jednak, że jestem dziś wyjątkowo brzydki i śmierdzę ptactwem, co dyskryminuje mnie jako gentlemana i kochanka. Po tej zniewadze musiałem się upić by zakończyć ten cholernie kiepski dzień.

Obudziłem się w biurze, w płaszczu, na podłodze. Pukanie do drzwi. Pewnie mnie obudziło. Drzwi się otwierają, widzę jej buty, kostki, kolana, resztę ucina blat biurka. Dyskretnie siadam na krześle i udaje, że czegoś szukałem pod biurkiem.

– Dzień dobry, jak tam wyniki śledztwa, ma pan już coś? – w jej głosie było coś mechanicznego

– Bardzo dobrze, można powiedzieć, że sprawa jest rozwiązana.

– Doprawdy? Proszę mnie oświecić.

– To jest taka cholernie smutna historia o facecie, który bezgranicznie zaufał kobiecie a ona to zaufanie zawiodła, pozbyła się go jaj lalki, którą się znudziła.

– Co pan sugeruje? Pan chyba nie myśli że wykpi się ta bzdurą?

– A co robiła Pani z gaszkiem Fernando ok. godz. 20.00?

– Zawiodłam się na panu. Takie dochodzenie mnie nie interesuje. Więcej nie będę pana niepokoić. 

Odwróciła się na pięcie i wyszła. Sprawa była zamknięta, ale wciąż coś mi tu nie grało. Odzyskałem spokój ducha po paru głębszych, choć może i sięgnąłem dna butelki bo następnego dnia obudziłem się z cholernym bólem głowy, na który nie pomagała podwójna aspiryna. Znowu zacząłem myśleć o rzuceniu całego tego gówna i wyjechaniu z tego zawszonego miasta, gdzieś, gdzie ludzie są milsi. Pukanie. Otwieram. Znowu ona. Jack – zaczyna aksamitnym głosem – posłuchaj, chyba źle się zrozumieliśmy – mówi a ja mam wrażenie, że każdym słowem głaszcze mnie po jajach – potrzebuję cię Jack.

– Co będę z tego miał? – spytałem jak szczeniak, zmiękłem zupełnie, a ona dobrze wiedziała, że ma mnie w garści.

– Co tylko chcesz – powiedziała rozpinając bluzkę. Wiedziała jak mnie podejść. Jej bańki zdobiły ciało będące kwintesencją seksapilu. Posągowa postać, heroina, której zapragnąłem oddać się pod opiekę. O bogini! Przygarnij mnie do swojego łona!

Gdy było już po wszystkim odpaliłem papierosa i miałem zaproponować drinka, kiedy przeszła do meritum. Posłuchaj Jack, jutro przyjdzie do Ciebie ktoś z ubezpieczalni. Masz być trzeźwy i wykazać pełną listę czynności jakie podjąłeś by odnaleźć mojego męża a które to niestety nie przyniosły pożądanego skutku 

– Tego nie było w umowie – powiedziałem wydychając chmurę dymu

– Widzę, że twardy… z ciebie negocjator – to powiedziawszy zanurkowała pod kołdrę i zrozumiałem siłę jej argumentów. Nie czułem niczego podobnego od pamiętnej nocy w 63` kiedy wspólnie z niejaką Jane Smith zjedliśmy tonę kwasu a potem pierdoliliśmy się w lesie przez równe trzy dni i noce i zgubiliśmy się tak, że nie mogliśmy potem wrócić do Portland w stanie Maine, skąd odchodził ostatni prom do domu.

Kontynuowałem czynności.

Coś podobnego!