Share

Śmierdząca sprawa

Schabowy · 13 czerwca, 2025

To był jeden z tych cholernych dni kiedy wiadomo, że coś pójdzie nie tak. Choćbyś nie wychodził z domu, zamknął się w szafie i unikał zbyt długich wyrazów to pewne jest, że coś pójdzie nie tak. Szedłem właśnie ulicą, aby kupić na rogu gazetę — wyborczą, choć intuicja podpowiadała mi, żeby nie ufać jąkałom, gdy do głowy przyszła mi ta cholernie dziwna myśl, by rzucić to wszystko. 

Kupiłem na rogu pieprzoną gazetę (wieczorne wydanie). Szczęknęła zapalniczka, zaciągnąłem się dymem. Ta historia miała się dopiero zacząć. 

Wróciłem do biura, wrzuciłem płytę, przyrządziłem wódę z wódą (proporcje 2 do 1) i czekałem. Pukanie. Otworzyłem. W drzwiach stała najszpetniejsza kobieta, jaką widziałem w  życiu. Pomarszczony szkaradnie ryj w kształcie bakłażana wieńczył patykowate ciało staruchy. Czego? Pytam, ona milczy, patrzy tępo, a ja tracę cierpliwość. Zamykam. Pukanie. Otwieram. W drzwiach stoi najpiękniejsza kobieta świata, super nogi, kształty i w ogóle. 

– W czym mogę pomóc? – podskoczyłem.

– Mogę wejść?

– Jasne.

Usiadłem za biurkiem — Napije się pani czegoś?

– Dziękuję. 

Zapaliła papierosa, zatrzepotała rzęsami i zaczęła mówić. Robota była dziecinnie prosta, zbyt dziecinnie prosta. Miałem znaleźć jej narzeczonego. Zniknął 2 dni wcześniej o 7.45. Wyszedł do sklepu po paczkę tic-taków i nie wrócił. Cholernie podejrzane. “Wiem, że jesteś najlepszy Jack, nie traciłabym czasu na cieniasa. Znajdź go bez względu na cenę. Pa kochasiu”. Myśli, że mnie tym kupi, takie numery nie działają na mnie od ‘63. Wziąłem się do roboty. Wcześniej wypiłem kilka drinków żeby odświeżyć umysł.

Dotarłem do sklepu, w którym rzekomo zaginiony miał dokonywać zakupu tic-taków. Coś jednak mówiło, że nigdy go tu nie było. Kto normalny kupuje tic-taki? Poza tym sklep otwarty był od 9 a zaginiony miał do niego 7 min piechotą, nie musiał wychodzić na 1h 15min przed otwarciem. Tu na pewno było drugie dno. To była cholernie śmierdząca sprawa.

Siedziałem potem w barze przy Lexington Street wspominałem moją byłą żonę a jej postać stawała się coraz wyraźniejsza z każdym kolejnym kieliszkiem. Zawsze była super babką, ale gdy chciałem się do niej dobrać stwierdzała, niby bez związku, że jest wykończona, była ze mną tylko dla moich pieniędzy, czyli z powodu wizji bogactwa i dostatku jakie przed nią roztaczałem w przerwach na reklamy. Potem uciekła z jakimś pieprzonym Włochem, pewnie miał na imię Fabio i był kryptogejem jak Berlusconi. Historia tej zdradliwej chimery podsunęła mi pewien trop: skoro jedyny wątek w śledztwie urwał się tak szybko to może należy zbadać źródło. Dość łatwo odnalazłem miejsce zamieszkania mojej klientki. Zdradziły ją perfumy  – limitowana edycja Chanel No. 4 i ⅔ z niebieską gwiazdką dostępne tylko w jednym sklepie na rogu 63. i głównej, w którym zakupy robiły liczne przedstawicielki establishmentu zostawiając tu niemałą fortunę, ale tylko jedna z nich pasowała do rysopisu obiektu moich poszukiwań o czym dowiedziałem się od przemiłej ekspedientki imieniem Klaudia, której rozmiar stanika był odwrotnie proporcjonalny do inteligencji a uwierzcie mi na słowo, miała czym oddychać, jeśli wiecie o czym mówię.  

Kontynuowałem czynności. 

Coś podobnego!